<
„Są dziwy w niebie i na ziemi…”, czyli o duchach i rozmowach z widmem Napoleona
1 i 2 maja w tradycji polskiej kojarzy się mniej lub bardziej patriotycznie. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę, że dawniej na ziemiach polskich, zwłaszcza terenach pogranicznych w tym czasie obchodzono… Święto Dziadów.
There are more things in Heaven and Earth,
Than are dreamt of in your philosophy
(W. Shakespeare)
Są dziwy w niebie i na ziemi,
o których ani śniło się waszym filozofom”
Słowo „Dziady” od razu przywodzi na myśl Mickiewicza i jego mistyczną twórczość. Narodowy wieszcz, który w Warszawie i w wielu innych miastach Polski doczekał się ulicy swojego imienia bądź pomnika – w „Dziadach” wileńsko-kowieńskich opisał pogańską tradycję wymiany dóbr między żywymi a zmarłymi. Żywi dzielili się tym, co było duszy potrzebne do zbawienia w zamian za przychylność zmarłych. We wstępie do dramatu romantycznego czytamy:
„Dziady nasze mają to szczególnie, iż obrzędy pogańskie pomieszane są z wyobrażeniami religii chrześcijańskiej, zwłaszcza iż dzień zaduszny przypada około czasu tej uroczystości. Pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojem i śpiewami przynosi ulgę duszom czyśćcowym (…)”
Faktycznie tę uroczystość obchodzono dawniej dwukrotnie: tzw. Dziady wiosenne odbywały się 1 i 2 maja w zależności od faz księżyca a Dziady jesienne – w noc z 31 października na 1 listopada (noc zaduszkowa). Mickiewicz w sposób poetycki, wizjonerski zarazem i z dużą dozą spirytyzmu opisał przebieg obrzędu, w którym, zresztą, również zdarzyło mu się uczestniczyć.
Z czasem święto Dziadów zostało zakazane w kościele katolickim, a w prawosławnym powoli od niego odchodzono. Jednak ludność nie wszędzie pogodziła się z odgórnym zakazem, a celebrację przez długi czas odprawiano potajemnie. Zwyczaj przetrwał jedynie w kościele unickim, w którym księża byli zobowiązani do odmawiania wraz z wiernymi odpowiednich modlitw na cmentarzach, a niekiedy również – do zbierania pozostawionego na nagrobkach jedzenia czy pieniędzy.
W jaki sposób obchodzono Dziady? Czy faktycznie podczas obrzędu ukazywały się dusze zmarłych?
Mimo, że pogański zwyczaj był głęboko zakorzeniony w dzisiejszej tradycji Święta Zmarłych, obecnie kojarzy się ze spirytyzmem, a tym samym, po trosze, z wywoływaniem duchów, które oscyluje na pograniczu fantasy i rytu satanistycznego.
Czy, jednak, faktycznie zdarzało się postronnym obserwatorom widzieć dusze zmarłych? Wiara w spirytyzm była czymś bardzo naturalnym dla romantyków. Sam Mickiewicz, ale nie tylko on, był głęboko przekonany o istnieniu świata duchów, które krążą na ziemi, i z którymi ludzie głębokiego natchnienia mogą nawiązać łączność. Bohdan Urbankowski, autor jednej z najbarwniejszych biografii poety przywołał scenę, gdy Alojzy Ligęza Niewiarowicz – „człek poczciwy i prawdomówny” – odwiedził Mickiewicza i opisał potem w swoich wspomnieniach co następuje:
„Pewnego razu wbrew zwyczajowi poszedłem do niego w ciągu dnia […] Zastałem go w szlafroku leżącego na łóżku w obszernej izbie. Przy wejściu nic w nim nadzwyczajnego nie postrzegłem, dopiero po zbliżeniu się do niego zauważyłem, że był mocno wzruszony.
– Co Ci jest, Adamie? – zapytałem.
– Szkoda – odpowiedział mi – żeś trochę wcześniej nie przyszedł. […]
– Dlaczego?
– Oto tylko co rozmawiałem z Napoleonem III.
– Gdzie? […]
– Tu, w tym pokoju.
– Jak to? – zawołałem zdziwiony i przerażony – czyś nie odszedł od zmysłów?
– Nie dziw się i nie posądzaj – odpowiedział spokojnie – jestem zupełnie przy zdrowych zmysłach, ale nie mogę zaprzeczyć temu, co sam widziałem i co słyszałem”.
Obrzęd Dziadów był zwyczajowo odprawiany przez Guślarza – który był czymś w rodzaju medium. Dawniej wierzono, że duchy zmarłych dawały o sobie znać w różny sposób – ukazywały się ludziom jako światełka lub ogniki, skrzypiały i zostawiały ślady w popiele… Zabłąkane po uroczyskach i cmentarzach, nie wiedząc czego szukają – szukały zbawienia.
Dlatego w czasie, gdy zbliżały się uroczystości Dziadów, nie można było zbytnio hałasować, aby wędrujących dusz nie wystraszyć – odpadało rąbanie drewna czy szycie (aby ich nie ukłuć) – nie można było również tańczyć i śpiewać. Nie zalecano także wychodzenia z domu po zmroku, gdyż na drogach mogły straszyć duchy potępionych.
Pokarm dla zmarłych zostawiano w dwojaki sposób – zanoszono na groby bądź stawiano przed drzwiami czy w furtach. Nie brakowało niczego – był miód, alkohol, chleb, mięsiwo, kutia, kasza i jajka. Po posiłkach nie uprzątano również stołu – aby wygłodniałe duszyczki mogły się pożywić. Niekiedy rozpalano również ogniska, aby zziębnięte wędrówką – miały możliwość się ogrzać.
Warto dodać, że „Dziadami” nazywano również wędrujących, ubogich żebraków. Wierzono w skuteczność ich modlitwy i w to, że potrafią się połączyć ze światem zmarłych. Dlatego powszechnym zwyczajem było proszenie ich o modlitwę w zamian za jedzenie bądź datek.
To właśnie ci ubodzy, a jednocześnie „głębokiego czucia”, mieli dostęp do świata, o którym „nie śniło się” racjonalistom. To oni pośredniczyli w pomocy tym, którzy sami sobie pomóc już nie mogli:
Guślarz:
Czyśćcowe duszeczki!
W jakiejkolwiek świata stronie:
Czyli która w smole płonie,
Czyli marznie na dnie rzeczki,
Czyli dla dotkliwszej kary
W surowym wszczepiona drewnie,
Gdy ją w piecu gryzą żary,
I piszczy, i płacze rzewnie;
Każda spieszcie do gromady!
Gromada niech się tu zbierze!
Oto obchodzimy Dziady!
Zstępujcie w święty przybytek;
Jest jałmużna, są pacierze,
I jedzenie, i napitek.
(A. Mickiewicz, „Dziady, część II”)
>